sobota, 17 października 2015

Świętokrzyska

skrzyżowanie Marszałkowskiej ze Świętokrzyską, rok 2010 / z archiwum autora




Ulica Świętokrzyska - ostatnimi czasy wytyczona, można rzec, na nowo - jest niczym ziemia z dawnych legend, całkowicie płaska, co wiecej, wsparta na grzbiecie drugiej linii metra. I tak rozlewa się szeroko pomiędzy tym co pozostało z przedwojennej zabudowy i tym co dobudowano w latach późniejszych, tworząc śródmiejski mikrokosmos. Blisko stąd na Trakt Królewski, do Ogrodu Saskiego, Filharmonii, Domów Centrum. W dodatku, w dowolnej chwili można zejść pod ziemię i przemieścić się w każdym z czterech kierunków świata w dalsze części miasta, jeśli taka wola.

Przy skrzyżowaniu z Nowym Światem, przecinają się dwa szlaki - turystyczny i studencki. Pobliska stacja metra wchłania codziennie kilkanaście tysięcy ludzi. Na powierzchni pozostają Ci, którzy wybrali się w podróż autobusem lub samochodem. Spacerowiczów napotkamy rzadko. Trudno się bowiem oprzeć wrażeniu, że Świętokrzyska jest raczej ulicą tranzytową (przynajmniej na odcinku Nowy Świat - Marszałkowska), aniżeli miejscem  na której można spędzić miło czas - mimo, że nie brak tu lokali usługowych, w których można coś przekąsić, wypić i sięgnąć po lekturę. Swoją drogą, ciekawym, czy zaglądają tam luminarze z pobliskiego Ministerstwa Finansów (Świętokrzyska 12), by przy małej czarnej snuć dalsze plany zwiększenia obciążeń podatkowych. Nic tak przecież nie pomaga w zadumie jak dobra kawa. 

Obecnie na Świętokrzyskiej gości względnie nowa atrakcja. Otóż, dane nam jest obserwować, jak przy Placu Powstańców Warszawy podnosi się z ruin (a może obraca się w perzynę?) dawny Prudential. Swego czasu najwyższy niebotyk w Polsce i zaledwie drugi co do wielkości w ganzen-Europie (!). Jego przebudowę wreszcie wznowiono. Gruchnęła raz wiadomość, że nowe wnętrza mają zostać wykończone w stylu art déco. Piękna wizja, ale kto wie czy jeszcze aktualna? Świat tak teraz pędzi do przodu, że koncepcja mogła się już zmienić kilka razy. Poczekamy, zobaczymy.

ul. Świętokrzyska, 1934.
Idąc dalej w kierunku zachodnim (uwaga na rowerzystów!), dojdziemy do ruchliwego skrzyżowania z Marszałkowską. Krzyżówka huczy splecionymi głosami przechodniów, dzwonkami tramwajów, klaksonami aut i pokrzykiwaniami rowerzystów. W dodatku, gdzieś z wnętrza ziemi, dochodzi nieraz tłumiony grzmot kursujących z zaskakującą regularnością pociągów I i II linii metra. Aż trudno uwierzyć, że przed wojną Świętokrzyska była wąską i cichą śródmiejską uliczką (patrz zdjęcie), na której urządzili się antykwariusze. Ich skupisko znajdowało się na niewielkim odcinku, pomiędzy Nowym Światem a Mazowiecką. Cóż to musiał być za raj dla bibliofilów, drobniejszych miłośników słowa pisanego, studentów wszelkich kierunków i amatorów drobnych przyjemności spragnionych interesujących dyskusji. Pięknie nakreślił tę wizję autor bloga Nakład niewyczerpany, w tekście "O przedwojennej Świętokrzyskiej – ulicy książek", w którym posiłkuje się licznymi wspomnieniami znanych bywalców tamtejszego zagłębia książek.

Mijają lata, a miłośników antykwariatów nie ubywa. Jeśli by zastanowić się nad fenomenem tych miejsc, można by dojść do intrygujących wniosków. Antykwariaty nie są przecież poślednim składowiskiem starych książek, druków czy rycin (nawet jeśli sprawiają takie wrażenie), a  miejscem wymiany opinii; miejscem intelektualnej gimnastyki, gdzie nieraz ogniskują się liczne wysiłki zmierzające do wyjaśnienia czy omówienia najżarliwszych kwestii z zakresu eschatologii, ajtiologii i ontologii, obecnych w literaturze co najmniej od czasu, w którym Homer uraczył zebranych opowieścią o gniewie Achilla. To miejsca, na swój sposób przesiąknięte pierwiastkiem metafizycznym - czar nie mija nawet wówczas, gdy otrzymujemy rachunek. Dodajmy, że błądząc wśród półek wypchanych przykurzonymi woluminami, stwarzamy sobie szansę odnalezienia czegoś naprawdę wyjątkowego. Jest w tym poszukiwaniu nieznanego jakaś iskra, jakiś dreszcz, który tak zbliża nas do niejednego z literackich bohaterów. Miałby Balzac wspaniały materiał do przemyśleń, biorąc pod lupę miłośników starych książek.

Antykwariaty wyniosły się co prawda ze Świętokrzyskiej (czy raczej - zostały zbombardowane), ale przecież nie zniknęły z Warszawy na dobre. W Alejach Ujazdowskich pod numerem 16, mieszczą się dwa: LOGOS oraz Kosmos (wspaniale wyposażone m.in. w różnej maści czasopisma, również przedwojenne). W gmachu Biblioteki Uniweryteckiej (poziom 0) znajduje się KDK (wspaniała półka z Varsavianami i zatrzęsienie literatury polskiej. Nie brak też innych pozycji). Na Krakowskim Przedmieściu 12 natrafimy na przybytek książek Atticus (absolutny klasyk), czy ulokowany na południu śródmiejski Antykwariat Troszkiewiczów (Wspólna 51 oraz Piękna 54). I doprawdy, jest to zaledwie niewielki wycinek tego co oferuje współcześnie Warszawa. Myślę, że zagadnienie jest warte zbadania. Idzie jesień. W przerwie między zbieraniem kasztanów, można podjąć próbę wytyczenia nowego warszawskiego szlaku antykwarycznego. Ileż miejsc czeka na odkrycie?

PG