świątynia dorycka |
Zdarzyła się jeszcze okazja nacieszyć oko zielenią przed nadchodzącą zimą. Tym razem padło na przepiękny zespół pałacowo-parkowy Natolin. Do roku 1945 był własnością rodziny Branickich. Zajęty i częściowo zdewastowany przez wojska niemieckie, przeszedł po wojnie na własność administracji państwowej, wszak nieugięta w walce z każdym przejawem "pańskości" władza, nie odmawiała sobie pałaców. Park Natoliński do dziś jest terenem zamkniętym. Ulokowała się tu Fundacja "Centrum Europejskie Natolin". Za drobne 19 tysięcy euro można tu rozpocząć studia i codziennie cieszyć oko tą piękną okolicą i architekturą.
Bo co do tego, że 'okoliczności przyrody' są piękne, nie ma żadnych wątpliwości. Los sprawił, że dawne rody odeszły w zapomnienie, a ich posiadłości rozgrabiono, zniszczono lub przemianowano na muzea. W przypadku tego osobliwego 'parku', jest jednak inaczej. Można śmiało powiedzieć, że właściwą kuratelę nad posiadłością dzierży teraz cisza i spokój. I jest to wyczuwalne w chwilę po przekroczeniu bramy. Można sobie z łatwością wyobrazić hr. Potockiego spacerującego tymi alejkami, bądź proszone kolacje w pięknie zdobionych salkach pałacu czy też bale w ogrodzie, gdzie w cieniu stojących tam drzew nawiązywano flirty, obmyślano intrygi i dyskutowano o sytuacji politycznej nieszczęsnego kraju. W takim, dajmy na to, Wilanowie - także należącym wówczas do Potockich - gdzie znajduje się przecież znacznie okazalszy pałac, bardziej uporządkowany ogród i większe jeziorko, takiej atmosfery brak. Trudno powiedzieć dlaczego.
Zanim jednak znajdziemy się przy pałacu, po drodze mijamy budynki dawnej stajni, wozowni oraz dom mieszkalny wraz z przyległą doń oranżerią (na zdjęciu poniżej). Sam pałac, utrzymany w stylu klasycystycznym, położony jest na skarpie (jak wszystko w Warszawie), skąd roztacza się malowniczy widok na położony w dole wiekowy las łęgowy, wyrosły w miejscu prastarego koryta Wisły. Tymczasem, tuż przy pałacu napotykamy okazałe, ponad 200 letnie dęby i modrzewie sadzone ręką Potockich (ileż miłości wyznawano pod ich rozłożystymi gałęziami).
Dalej ruszamy położoną na krawędzi skarpy ścieżką na spotkanie z dziczyzną, gdy uwagę naszą przykuwa mostek, zgrabnie przerzucony nad niewielkim wąwozem. Budowla strzeżona jest przez cztery lwy, a tuż za nimi spoczywa, odtworzona w kamieniu Natalia Potocka xiężna Sanguszkowa - jedyna córka * Aleksandra Potockiego (herbu Pilawa) i Anny Tyszkiewicz (herbu Leliwa). To na jej cześć zmieniono dotychczasową nazwę posiadłości z Bażantarni na Natolin. Wspomnienie tego wydarzenia odnajdujemy w wierszu:
O imię miejsca tego -
wieść niesie przed laty
Spór wiodły między sobą
zdobiące je kwiaty
Każdy prawo nazwania
słusznie sobie rości
skromny nawet fiołek róży
pozazdrości
Wtem świeższa Natalia
pośród nich się rodzi
Miejsce zwą Natolinem
i sprzeczka się godzi **
Niestety, zmarło się biedaczce w wieku lat 23.
Dalej ścieżka prowadzi w dół do podnóża skarpy. Im niżej schodzimy, tym gęściejszy staje się las. U dołu, przylega już do ścieżki całkowicie, ukazując całe swe bogactwo. Nieoczekiwanie jednak, tuż za zakrętem dróżki, ukazuje się rozległa polana, na której wystawiono w latach 1834/38 niewielką świątynię dorycką - zgodnie z ówczesną modą na budowle starożytne. Po zejściu z głównej ścieżki i krótkim spacerze wzdłuż skarpy, napotkamy jeszcze "ruiny" akweduktu rzymskiego (również z lat 30 XIX wieku).
Bo co do tego, że 'okoliczności przyrody' są piękne, nie ma żadnych wątpliwości. Los sprawił, że dawne rody odeszły w zapomnienie, a ich posiadłości rozgrabiono, zniszczono lub przemianowano na muzea. W przypadku tego osobliwego 'parku', jest jednak inaczej. Można śmiało powiedzieć, że właściwą kuratelę nad posiadłością dzierży teraz cisza i spokój. I jest to wyczuwalne w chwilę po przekroczeniu bramy. Można sobie z łatwością wyobrazić hr. Potockiego spacerującego tymi alejkami, bądź proszone kolacje w pięknie zdobionych salkach pałacu czy też bale w ogrodzie, gdzie w cieniu stojących tam drzew nawiązywano flirty, obmyślano intrygi i dyskutowano o sytuacji politycznej nieszczęsnego kraju. W takim, dajmy na to, Wilanowie - także należącym wówczas do Potockich - gdzie znajduje się przecież znacznie okazalszy pałac, bardziej uporządkowany ogród i większe jeziorko, takiej atmosfery brak. Trudno powiedzieć dlaczego.
Zanim jednak znajdziemy się przy pałacu, po drodze mijamy budynki dawnej stajni, wozowni oraz dom mieszkalny wraz z przyległą doń oranżerią (na zdjęciu poniżej). Sam pałac, utrzymany w stylu klasycystycznym, położony jest na skarpie (jak wszystko w Warszawie), skąd roztacza się malowniczy widok na położony w dole wiekowy las łęgowy, wyrosły w miejscu prastarego koryta Wisły. Tymczasem, tuż przy pałacu napotykamy okazałe, ponad 200 letnie dęby i modrzewie sadzone ręką Potockich (ileż miłości wyznawano pod ich rozłożystymi gałęziami).
elewacja wschodnia |
Dalej ruszamy położoną na krawędzi skarpy ścieżką na spotkanie z dziczyzną, gdy uwagę naszą przykuwa mostek, zgrabnie przerzucony nad niewielkim wąwozem. Budowla strzeżona jest przez cztery lwy, a tuż za nimi spoczywa, odtworzona w kamieniu Natalia Potocka xiężna Sanguszkowa - jedyna córka * Aleksandra Potockiego (herbu Pilawa) i Anny Tyszkiewicz (herbu Leliwa). To na jej cześć zmieniono dotychczasową nazwę posiadłości z Bażantarni na Natolin. Wspomnienie tego wydarzenia odnajdujemy w wierszu:
O imię miejsca tego -
wieść niesie przed laty
Spór wiodły między sobą
zdobiące je kwiaty
Każdy prawo nazwania
słusznie sobie rości
skromny nawet fiołek róży
pozazdrości
Wtem świeższa Natalia
pośród nich się rodzi
Miejsce zwą Natolinem
i sprzeczka się godzi **
Niestety, zmarło się biedaczce w wieku lat 23.
pomnik-sarkofag Natalii Potockiej |
mostek mauretański, widok z dołu |
świątynia dorycka |
"ruiny" akweduktu, fot. Iwona |
pałac, elewacja wschodnia, fot. Iwona |
Jeszcze ostatni rzut oka na pałac i ruszamy do wyjścia. Każda wizyta ma swój koniec. Żegnają nas zgromadzone w koronach drzew ptaki. Odwracamy się kilkakrotnie nim dochodzimy do bramy. Te kilka ostatnich spojrzeń i chwile zadumy są podsumowaniem tej niezwykłej wizyty. Furtka otwiera się ze zgrzytem i jesteśmy na zewnątrz, ale czar nie mija. Stoimy oto na szlaku dawnego traktu południowego, którym setki lat temu pędzili liczni gońcy książąt mazowieckich, zmierzający z pilnymi wiadomościami do Czerska, a może i jeszcze dalej. Stojący tu ponad 600-letni dąb Mieszko, mógłby nam o tym opowiedzieć. Zaraz! ...słychać tętent koni...
* jedyna córka, ale nie jedyne dziecko. Ze związku tego narodzili się jeszcze dwaj synowie: August oraz Maurycy Potoccy.
** Stanisła Lorentz podaje, że możliwym autorem tej rymowanki jest hr. Stanisław Kostka Potocki. Źródło: Stanisław Lorentz, Natolin, Towarzystwo Naukowe Warszawskie, Warszawa, 1948, s. 237.