Warszawskie Towarzystwo Muzyczne - cz. I

Pałac Szustra, elewacja zachodnia. Wejście do sali gotyckiej / fot. Piotr Gruchała
Sezon letni dobiega końca. Nad polskim morzem już za zimno na kąpiele, ale po górach wciąż jeszcze można spacerować. Nie brakuje takich okazji również w Warszawie. Nie trzeba bowiem zaraz wyruszać w Tatry, aby znaleźć się nad Morskim Okiem. Najzupełniej wystarczy wybrać się do mokotowskiego parku przy ulicy Puławskiej. W parku tym, pod numerem Morskie Oko 2, mieści się Pałacyk Szustra. W miesiącach letnich trudno go dostrzec, gdyż skrywa się za wysokimi drzewami, zimą zaś drzemie pod śnieżnym całunem. I tak trwa nie niepokojony przez nikogo.

Pałac Szustra, elewacja wschodnia / fot. Piotr Gruchała



W tej uroczej budowli na wzgórzu znajduje się siedziba Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego (im. Stanisława Moniuszki). Niewątpliwie nazwa ta brzmi nieco archaicznie w uszach współczesnych i może jest to właściwe, gdyż Towarzystwo nie jest tworem nowym i historię ma długą i chlubną. Ilekroć zjawiam się tam, po korytarzach snują się polskie melodie. Nie trzeba nawet wchodzić do środka, by coś wyłapać - melodie docierają również do uszu spacerujących w okolicy osób, którzy zatrzymują się nieraz, nasłuchując dźwięków fortepianu. Próby odbywają się o różnych porach dnia, i tam z dołu, od strony skarpy, pałacyk wygląda wówczas jak wielka pozytywka.

Pewnego dnia, zainspirowany dźwiękami chopinowskiego wielkiego poloneza Es-dur, zasłyszanymi na korytarzu, postanowiłem zajrzeć do annałów tegoż Towarzystwa. Nim jednak przystąpiłem do czytania, zasiadłem w wygodnym fotelu na pierwszym piętrze - tuż pod portretem maestro Fryderyka - i wysłuchałem poloneza do ostatniej nuty.

fot. Piotr Gruchała


 

Początki

Towarzystwo powstało w ciężkich czasach, podczas stale narastającej fali rusyfikacji, będącej odpowiedzią na Powstanie Styczniowe. Nasi rodacy słusznie uradzili, że najlepszą receptą na przetrwanie w tak niesprzyjających okolicznościach będzie kultywowanie oraz promocja polskiej sztuki i szerzej, kultury.

Nie było wówczas w Warszawie wielu miejsc, gdzie można było obcować z muzyką na wysokim poziomie. Owszem, działała Opera Narodowa, ale ponoć lansowała niezbyt wyszukany repertuar włoski - co z resztą było przemyślanym działaniem władz carskich. Poza Operą zaś, nie istniała żadna instytucja, która organizowałaby regularne koncerta. Nie trzeba dodawać, że nie było wówczas radia - a więc i listy przebojów, nie było telewizji - a więc i kanałów muzycznych, a youtube.com miał powstać dopiero ponad 130 lat później. Mając więc świadomość jak trudno było w tym czasie obcować z muzyką, dopiero można właściwie docenić wagę przedsięwzięcia, które doprowadziło do powstania Towarzystwa. A jego inicjatorem był Władysław Wiślicki, który w roku 1869 wystąpił na łamach czasopisma "Kłosy", wzywając do podjęcia działań nad organizacją klubu "literacko-muzycznego" - celem wzbogacenia życia kulturalnego Warszawy. Najwidoczniej nazwa okazała się niezbyt "lotna", gdyż publikacja nie wywołała żadnego odzewu.

Niezrażony niepowodzeniem Wiślicki, nie zrezygnował jednak z pomysłu i po drobnych adjustacjach, wysunąwszy sprawy muzyczne na plan pierwszy, na nowo podjął działania. Od tego momentu sprawy potoczyły się już błyskawicznie. Nowy projekt, przedłożony 30 października 1870 roku, spotkał się z życzliwym przyjęciem miłośników muzyki. Po opracowaniu statutu i uzyskaniu akceptacji przez Prezesa Dyrekcji Teatrów Warszawskich oraz namiestnika carskiego, Warszawskie Towarzystwo Muzyczne stało się faktem. Formalnie nastąpiło to 15 stycznia 1871 roku, po spełnieniu dalszych warunków, tj. zebraniu niezbędnego kapitału (min. 2000 rubli) oraz przynależności min. 100 członków. Pierwszym prezesem Towarzystwa został Sergiusz Muchanow, a dyrektorem muzycznym, Aleksander Zarzycki.

Ozdobny kartusz przedstawiający członków założycieli Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego / u góry pierwszy od lewej: Stanisław Moniuszko, trzeci od lewej: S.Muchanow


Już na wiosnę tego roku (25 marca 1871) z wielką pompą otwarto siedzibę Towarzystwa, mieszczącą się w Salach Redutowych Teatru Wielkiego. Działalność statutową wymierzono na organizację koncertów muzycznych w liczbie około 16 w sezonie, organizowane w co drugą środę miesiąca. Na przestrzeni lat pojawiać się będą - i znikać - także inne formy prowadzenia działalności, m.in. organizacja amatorskich chórów, czy rozpoczęcie działalności wydawniczej - pierwszym wydanym dziełem był wyciąg fortepianowy na cztery ręce Sonetów Krymskich Stanisława Moniuszki (1874). Wszystkie kładły będą nacisk na rozwój i popularyzację muzyki oraz gromadzenie publikacji muzycznych w swojej bilibliotece. Te pierwsze lata były z resztą równie burzliwe, jak polska historia. Początkowe zachwyty nad Towarzystwem przerodziły się w niedługim czasie w otwartą krytykę jego działalności. Na łamach warszawskiej prasy, co i rusz pojawiały się paszkwile. Poszły za tym kilkukrotne zmiany władz*, kłopoty finansowe oraz problemy lokalowe (m.in. przeprowadzka do gmachu Resursy Obywatelskiej - Krakowskie Przedmieście 64). Jednak już wkrótce miały pojawić się nowe możliwości i nowe cele. Dzięki temu organizacja przetrwała i walnie przyczyniła się do zachowania polskiego dziedzictwa muzycznego oraz popularyzacji muzyki.

* W  latach 1875/78 obowiązki dyrektora muzycznego pełnił: Józef Wieniawski, prezesa: Janusz Roztworowski; W latach 1878/80 dyrektorstwo powierzono Władysławowo Żeleńskiemu – ojcu znanego nam dobrze Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
________

Młoda Polska


Dobra passa powróciła wraz z nowym dyrektorem, Zygmuntem Noskowskim, który, pomimo początkowej niechęci ze strony różnych środowisk, panował niepodzielnie przed 22 lata, począwszy od roku 1880. Zaczęto symbolicznie. Piątego marca tegoż roku (1880) w kościele Św. Krzyża w Warszawie ustawiono tablicę pamiątkową poświęconą Fryderykowi Chopinowi. Z inicjatywą wystąpił jeszcze poprzedni dyrektor,  Tablicę oraz popiersie z białego marmuru dłuta Leonarda Marconiego można podziwiać do dziś dnia. Znajduje się tam również serce kompozytora, przeszmuglowane z Francji przez Ludwikę Jędrzejowiczową - siostrę Fryderyka, która towarzyszyła bratu w ostatniej drodze.

W czternaście lat później upamiętniono kompozytora także w miejscu jego narodzin – w Żelazowej Woli. Warto dodać, że odbyło się to staraniem rosyjskiego kompozytora Miliji Bałakiriewa, co pozwala nam na uroczą konstatację, że muzyka łączy ludzi – bezsprzecznie.

Ulica Fryderyka Chopina znajdująca się przy Dolinie Szwajcarskiej (Mokotów) również jest zasługą starań WTM.

po lewej: zdjęcie współczesne / po prawej: lata 80 XIX wieku

Tymczasem, utworzono amatorską orkiestrę symfoniczną oraz szkołę muzyczną (1884). Powołano także sekcje Stanisława Moniuszki oraz Fryderyka Chopina, które miały za zadanie, poza popularyzacją muzyki tych wybitnych kompozytorów, gromadzenie pamiątek z nimi związanych.

Naturalnie Towarzystwo napotykało jeszcze mniejsze lub większe kłopoty, niemniej jednak wciąż parło naprzód organizując koncerty, szkoląc młodzież oraz kontynuując działalność wydawniczą. Dopiero fin de siècle przyniósł spadek koniunktury. Znakomicie prowadzona sekcja orkiestrowa musiała zostać zawieszona z powodu braku funduszy. Co prawda Antoni Sygietyński szydził z tej ponoć "znakomitej" orkiestry na łamach Kurjera Warszawskiego:

Poza sztuczkami akrobatycznemi rąk, palców, warg i krtani i poza próbkami talentów młodocianych, występujących przedwcześnie lub zgoła niepotrzebnie na estradzie, nie ma dziś w Towarzystwie muzycznem uczty artystycznej. Wprawdzie Towarzystwo muzyczne występuje kiedy niekiedy z większemi utworami symfonicznemi, a nawet oratoryjnemi, lecz wtenczas sala koncertowa świeci pustkami, a tym, którzy odważyli się przyjść na koncert, zęby cierpną od fałszów orkiestry niedostrojonej lub chóru niewdrożonego do śpiewu.

Zła prasa to nie wszystko. Z początkiem nowego stulecia, rozpoczęto całkowicie niezależną od WTM inwestycję. Mowa o budowie Filharmonii Warszawskiej, która – siłą rzeczy wyrastała – dosłownie - na naturalną konkurencję Towarzystwa. Na tyle silną, że w końcu doprowadziła do jego niemal całkowitego upadku. Od listopada 1901, kiedy to dokonała się uroczysta inauguracja sezonu koncertowego w Filharmonii, akcje WTM spadły na łeb, na szyję. Organizowane dotąd wieczory muzyczne stały się deficytowe, nastąpił też masowy odpływ działaczy i miłośników. W krótkim czasie liczba członków Towarzystwa skurczyła się do zaledwie 448 osób.

Filharmonia Narodowa


W związku z zaistniałą sytuacją, dyrektor Zygmunt Noskowski podał się do dymisji (30 listopada 1902). Na stanowisku zastąpił go Michał Marian Biernacki, fotel prezesa przydzielono Władysławowi Zahorowskiemu, którzy natychmiast zajęli się reorganizacją i opracowywaniem nowej polityki Towarzystwa. Ogromny wkład w dalszy rozwój Towarzystwa mieli również nowi członkowie zarządu, kompozytor Mieczysław Karłowicz oraz pianista i pedagog Bolesław Domaniewski.

Zredukowano liczbę koncertów do minimum. Postawiono na rozwój głównych sekcji (Moniuszki, Chopina) oraz prowadzonej od roku 1884 Szkoły muzycznej, która zaczęła powoli wyrastać na realną konkurencję dla Warszawskiego Instytutu Muzycznego. Nowe plany dały rezultaty. Liczba słuchaczy wzrosła. Sytuacja materialna poprawiła się na tyle, że szkołę można było przenieść do większego lokalu (Miodowa 12).  Dzięki zaangażowaniu członków Towarzystwa, szkoła szybko powiększyła się o klasy fortepianu, skrzypiec i teorii muzyki. Zmiany te doprowadziły też do kolejnego zwiększenia liczby słuchaczy - w 1905 roku wyniosła ona 275 osób, przez co szkołę czekała kolejna przeprowadzka. Tym razem na Al. Jerozolimskie 80. Wśród ówczesnych wykładowców można wymienić m.in. Felicjana Szopskiego (fortepian), Michała Biernackiego (teoria muzyki), Aleksandra Myszugę (śpiew solowy).

W tym roku (1905) na krótko dyrektorem WTM został Mieczysław Karłowicz. W tym czasie opracował on plany utworzenia Sekcji Muzyki Zbiorowej oraz wskrzeszenia Sekcji Naukowej, którą powołano jeszcze w 1883 (nie przetrwała wówczas długo). Obie rozpoczęły działalność w roku 1906 - z powodzeniem. Po wykonaniu "misji", kompozytor przeniósł się do Zakopanego, a dyrektorstwo powierzył, pełniącemu od 1902 roku funkcję dyrektora Szkoły Muzycznej, Bolesławowi Domaniewskiemu. Wkrótce potem zaczęto organizować koncerty, których wykonawcami byli uczniowie Szkoły Muzycznej.

W początkach 1909 roku przyszła smutna wiadomość o tragicznej śmierci Mieczysława Karłowicza. Kompozytor zginął w Tatrach przysypany lawiną, będąc na szlaku w drodze z Hali Gąsienicowej do Czarnego Stawu (u stóp Małego Kościelca) - w miejscu, o którym tak pisał Kazimierz Przerwa-Tetmajer:
Taki tam spokój... Na gór zbocza
Światła się zlewa mgła przezrocza,
Na senną zieleń gór.
      __"Melodia mgieł nocnych" (Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)
Wkrótce wyszło na jaw, że Karłowicz zawarł w testamencie zapis o przekazaniu całej swej muzycznej spuścizny oraz majątku na rzecz WTM. Nieoczekiwany, choć okupiony wielkim żalem, zastrzyk gotówki wykorzystano na utworzenie funduszy stypendialnych im. Chopina, Moniuszki, Karłowicza, Noskowskiego i Sikorskiego, przeznaczonych dla uczniów szkoły muzycznej WTM oraz WIM (Warszawski Instytut Muzyczny). W tym czasie, zainicjowana jeszcze w 1905 roku Sekcja Naukowa, zaczęła wydawać plony. Organizowano liczne koncerty "muzyki dawnej" połączone z odczytami. Szkoła Muzyczna prosperowała wyśmienicie, a kłopoty lokalowe rozwiązano przeprowadzając się po raz kolejny, tym razem do gmachu dawnego konkurenta - Filharmonii Narodowej. Z czasem, dzięki dodatkowym funduszom otrzymanym od darczyńców, rozpoczęto również wydawanie "Kwartalnika Muzycznego".

I tak dobrze prosperującą organizację, zaskoczyła wojna. Kolejne sekcje zawieszały działalność, wielu działaczy znalazło się za granicą. Jedynie Szkoła Muzyczna nie przerwała swej działalności i dalej kształciła przyszłych muzyków, którzy, jak miało się okazać, tworzyć będą już w wolnej Polsce.

ciąg dalszy nastąpi....

PG

fotografie, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki Warszawskie Towarzystwo Muzyczne, Andrzej Spóz, PWN, Warszawa 1971.