Lalka

Ogród Saski z widocznym w tle Pałacem Saskim


W plebiscycie na najdłużej przerabianą lekturę, powieść „Lalka” Aleksandra Głowackiego aka Bolesława Prusa, deklasuje rywali. Niewątpliwie, książka przytłacza licealistów swą objętością, a wałkowana po tysiąckroć, traci swój urok, lecz kiedy usiądziemy do niej po latach, zachwyca wielobarwnością i mistrzowskim zarysowaniem postaci. Na dodatek, poza walorami czysto literackimi, posiada również wartość dokumentalną. To zdecydowanie jedna z tych książek, do których trzeba dojrzeć.

To właśnie sceny z „Lalki” stanęły mi przed oczami, kiedy natrafiłem na album pt. „Warszawa w obiektywie Konrada Brandla”, zawierający fotografie z XIX wieku. Przyjemnie zrobiło się na myśl, że oto mam okazję zajrzeć głęboko do studni historii i zobaczyć odbijające się echem migawki miasta, w którym osadzono bohaterów powieści.

Krakowskie Przedmieście
Most Kierbedzia
Autorem zdjęć jest, jak w tytule, polski fotograf – Konrad Brandel, którego zakład mieścił się na Nowym Świecie pod numerem 57 - na odcinku pomiędzy Świętokrzyską a Warecką. Fotograf specjalizował się nie tylko w fotografii miejskiej, lecz również w portretach. W jego dorobku możemy odnaleźć także zdjęcie Bolesława Prusa, co pozwala nam skonstatować, że panowie spotkali się co najmniej raz. Co najmniej, Prus był bowiem admiratorem wynalazków Brandla z zakresu fotografii, czego wyraz dawał w felietonach ukazujących się w prasie. Nie można więc wykluczyć, że panowie utrzymywali stosunki na stopie przyjacielskiej. Obaj także, choć na różny sposób dawali świadectwo współczesnych im czasów.

Obszerny wstęp publikacji, zawierający noty historyczne oraz krótką biografię autora, przeczytałem jednym tchem, a następnie przeszedłem do przeglądania fotografii. Ponad 120 ujęć zgromadzonych w albumie obejmuje głównie reprezentacyjne miejsca. Trudno robić z tego zarzut, wszak nie jest przecież tajemnicą, że w ówczesnych czasach stworzenie obrazu było czasochłonnym i relatywnie drogim procesem.

Krakowskie Przedmieście
Wyścigi Konne na Polu Mokotowskim
wodozbiór w Ogrodzie Saskim
Na zdjęciach widzimy zatem damy z parasolami, tramwaje konne, sunące Krakowskim Przedmieściem na tle zdobionych kamienic, rodziny z dziećmi, bawiące w Parku Saskim w cieniu stojącego tam niegdyś majestatycznego Pałacu, panie grające w serso nad brzegiem Wisły, a także wspaniały widok na Most Kierbedzia (na jego miejscu obecnie Śląsko-Dąbrowski) i – oczywiście - Starówkę z Zamkiem Królewskim na czele. I choć świat tam przedstawiony jest w czerni i bieli, wyłania nam się obraz starej Warszawy, w całej niemal okazałości. Któż z nas nie chciałby cofnąć się w czasie i przejść się jej ulicami, któż nie tęskni za urokliwymi kamienicami, kameralnymi uliczkami, oświetlanymi ciepłym światłem gazowych latarni, podwórkami, placami i bazarami z tamtych lat? Oto miasto zwane niegdyś Paryżem północy.

„Panna Izabela była niepospolicie piękną kobietą. Wszystko w niej było oryginalne i doskonałe. Wzrost więcej niż średni, bardzo kształtna figura, bujne włosy blond z odcieniem popielatym, nosek prosty, usta trochę odchylone, zęby perłowe, ręce i stopy modelowe. Szczególne wrażenie robiły jej oczy, niekiedy ciemne i rozmarzone, niekiedy pełne iskier i wesołości, czasem jasnoniebieskie i zimne jak lód”.

Obraz jednak nie jest pełny. Rzeczywistość nie jest domknięta. Fotografia ukazuje tylko subiektywny jej wycinek. Wyjęta z pełnego kontekstu paradoksalnie zamazuje obraz, który z taką dokładnością rejestruje. Nie znajdziemy w albumie widoków z pobliskiego Powiśla, po którym spacerował Stach Wokulski...

...i rozważał pełen goryczy, że ten płat ziemi nadrzecznej, zasypany śmieciem z całego miasta, nie urodzi nic nad parterowe i jednopiętrowe domy barwy czekoladowej i jasnożółtej, ciemnozielonej i pomarańczowej. Nic, prócz białych i czarnych parkanów, otaczających puste place, skąd gdzieniegdzie wyskakuje kilkupiętrowa kamienica jak sosna, która ocalała z wyciętego lasu, przestraszona własną samotnością.

„Nic, nic…” – powtarzał tułając się po uliczkach, gdzie widać było rudery zapadnięte niżej bruku, z dachami porosłymi mchem, lokale z okiennicami dniem i nocą zamkniętymi na sztaby, drzwi zabite gwoździami, naprzód i w tył powychylane ściany, okna łatane papierem albo zatkane łachmanem.

Jakże różny to obraz od tego, co przedstawia album i jakże prawdziwe stwierdzenie, dotyczące fotografii w ogóle, brzmiące: Jak coś co ukazuje tak wiele, może tak wiele zatrzymywać dla siebie?

Jeśli więc poświęcimy na przeglądanie tych zdjęć odrobinę czasu i pozwolimy im przeniknąć do naszej świadomości, dojdziemy do punktu, w którym zaczniemy postrzegać ówczesny obraz miasta przez pryzmat tylko tych elementów, które nam zaprezentowano, które  z o b a c z y l i ś m y  na własne oczy. Na podstawie wybiórczego materiału dochodzi do procesu idealizacji przedstawionej nań rzeczywistości, to bowiem, czego nie widać na fotografiach, pozostaje poza sferą oddziaływania. Jest tam Warszawa, jaką chcielibyśmy postrzegać, a nie taka, jaką była.

„Ciekawym zjawiskiem była dusza panny Izabeli. Gdyby ją ktoś szczerze zapytał czym jest świat, a czym ona sama? Niezawodnie odpowiedziałaby, że świat jest zaczarowanym ogrodem, napełnionym czarodziejskimi zamkami, a ona sama – boginią czy nimfą uwięzioną w formy cielesne”.

Świat nie jest jednak zaczarowanym ogrodem, a Warszawa...? Cóż, Warszawa stawia nas w obliczu tego samego dylematu, z którym mierzył się Stanisław Wokulski - niechby miała Warszawa jeszcze tysiąc mrocznych tajemnic, była przekorna, infantylna i niedostępna, pozostanie niepospolicie piękną „kobietą” z oczami niekiedy ciemnymi i rozmarzonymi, niekiedy pełnymi iskier i wesołości, a czasem jasnoniebieskimi i zimnymi jak lód.

Piotr Gruchała

W tekście wykorzystano cytaty z powieści "Lalka", Bolesława Prusa.