W poprzednim urodzinowym tekście
przytoczyliśmy garść faktów i statystyk dotyczących Pałacu Kultury i
Nauki. Dziś, dla odmiany, przyjrzymy się innym aspektom 60-cio letniej
budowli. W szczególności, jak to się stało, że niechciany dar oparł się próbie czasu i wciąż przyciąga uwagę swoją architekturą i, nie zawsze urokliwą, historią. Oceny Pałacu są, krótko mówiąc, dość rozbieżne i zawierają się w przedziale: od wybitnego przykładu architektury socrealistycznej, po - jak mówił Władysław Broniewski - koszmarny sen pijanego cukiernika. W dodatku pomiędzy tymi skrajniami, krążą duchy ideologiczno-symboliczne.
A miało być tak pięknie. Na jednym ze spotkań, na którym omawiano projekty mającej powstać budowli, główny projektant PKiN, Lew Władimirowicz Rudniew mówił: - Doszliśmy do wniosku, iż projekt ten powinien mieć na celu stworzenie jednolitego obrazu, obrazu piękna, który by się łączył w jedną całość architektoniczną i stanowił łączność ze starą Warszawą.[1] "Życzliwi" dopowiadają: Piękno nie ma ustalonego kanonu; Pałac, w architektoniczną całość, połączył cement, natomiast łączność ze starą Warszawą zapewnia obecnie tramwaj linii 25, którym w niespełna 20 minut można dostać się z Ronda Dmowskiego na Targową. Spotkałem się, co prawda, z opiniami, że piękno Pałacu tkwi w jego brzydocie. Możliwe to?
Jeśli jednak odejdziemy od sporów architektonicznych, wpadamy wówczas w wymiar symboliczny, mający dalece większe konsekwencje niż dyskusyjna estetyka. Ciężar owego wymiaru jest najpełniej widoczny, jeśli wprowadzimy do równania kolejny element, silnie powiązany z Pałacem Kultury, mianowicie, Osiedle Przyjaźń. Powstało 1952 roku, jako osiedle "Przyjaźni Polsko-Radzieckiej", na wyłączne potrzeby importowanych z kraju rad robotników. Trzy lata później zostało przekazane stronie polskiej, zmieniając swój charakter - z robotniczego na akademickie. A więc służy już (w tym charakterze) 60 lat, tak jak PKiN. I choć pałacowa feta, przyćmiewa tę osiedlową, podejście do obu obiektów różni się diametralnie. Osiedle bowiem, nie jest obciążone ponurą symboliką, a zatem cieszy oko i jeśli już wzbudza emocje, to raczej te pozytywne, podczas gdy Pałac pozostaje w sferze kontrowersji. Właśnie dlatego, że od samego początku był on symbolem sowieckiego zniewolenia - darem Stalina dla zrujnowanej stolicy*. A symbole to niezwykle potężna broń. Po 1989 roku padały w Warszawie (i Polsce) liczne pomniki, ulice i place zmieniały swe nazwy, a tymczasem Pałac stoi do dziś i ma się dobrze.
__
* (w dodatku, część historyków przychyla się do teorii, że Stalin walnie przyczynił się do jej zrujnowania, świadomie wstrzymując pomoc dla walczących Powstańców, aby wykrwawić AK i pozwolić Niemcom na zburzenie miasta).
Po upadku PRL'u trzeba się było zastanowić, co zrobić z niechcianym dzieckiem. Słynne zdanie premiera Tadeusza Mazowieckiego, wygłoszone w exposé: - Przeszłość odkreślamy grubą linią - ochroniło również Pałac. Pewnie dlatego lata 90-te były dlań okresem raczej neutralnym. W tym czasie socjalistyczny gmach był świadkiem rozwoju kapitalizmu, który "wprowadził" się na przyległy teren. Po latach kryzysu i niedoborów Polską zawładnął wolny handel, a po rozległym placu defilowali już tylko klienci. Owszem, pojawiały się wówczas głosy, by pozbyć się grata (dziś też je słychać), ostatecznie poprzestano jednak na kosmetycznych zmianach (m.in. usunięto z holu głównego jedną z rzeźb autorstwa Aliny Szapocznikow - "Przyjaźń").
Skoro nie zdecydowano się na wyburzenie gmachu, należało go oswoić, co na dobre rozpoczęło się wraz z nadejściem nowego millenium. Wówczas na wieży PKiN zainstalowano zegar, który uruchomiono w sylwestrową noc z 2000 na 2001 rok. Mechanizm zegara, jego serce, miało dać nowe życie i nową duszę kamiennemu kolosowi.
W kolejnych latach, za pomocą oświetlenia gmachu lub wieszanych na fasadzie płacht, zaczęto upamiętniać współczesne wydarzenia (m.in. śmierć Jana Pawła II, 5-lecie akcesu do Wspólnoty Europejskiej), a także zainstalowano iluminację budowli, dzięki czemu Pałac miał nabrać nowych barw - również w wymiarze symbolicznym.
Kulminacją tych działań stała się niejako wczorajsza uroczystość z okazji 60-tych urodzin Pałacu. Spotkanie miało być, z definicji, świętem wszystkich Warszawiaków. W Sali Marmurowej otworzono wystawę zdjęć pałacowych wnętrz Jacka Foty; na telebimie przy Teatrze Studio wyświetlano kroniki z czasów budowy. Zorganizowano też spektakl teatralny oraz wzniesiono symboliczny toast - za Pałac i mieszkańców miasta. Pomimo wszystko, pierwotna symbolika jubilata wciąż jest żywa.
Nie trzeba się więc dziwić, że krótko po rozpoczęciu obchodów, na schodach przed wejściem głównym, rozwinięto transparent "Polacy - Naród podbity". Chwilę później na miejscu pojawił się Grzegorz Braun i w kilku rzeczowych słowach, przedstawił zgromadzonym ciemną stronę historii gmachu. Część osób dołączyło się do protestu, inni zaś reagowali śmiechem i gwizdami, co samo w sobie jest metaforyczną wizją narodowych podziałów. Uwaga! Linia demarkacyjna biegnie śladem ulicy Złotej.
Polityka "grubej kreski" premiera Mazowieckiego nie sprawdziła się. Nierozliczone sprawy z przeszłości wystawiają swój rachunek. I my go sp(a)łacamy. I będziemy spłacać tak długo, aż nie rozliczymy wszystkiego do ostatka. Znamienne, że będące tego dnia w Warszawie zagraniczne turystki wyraziły swą opinię słowami: - it's some political shit. I nie ma znaczenia, czy faktycznie miały na myśli akcję protestacyjną, czy górujący na głowami Pałac. Po prostu, sprawa jest stricte polityczna (patrz niżej).
A przypomnijmy jak postąpiono z Soborem św.
Aleksandra Newskiego, który stał dawniej na Placu Saskim (obecnie Piłsudskiego). Sobór zbudowano w latach 1894-1912, z polecenia władz Cesarstwa Rosyjskiego. Budowla stała się symbolem obłędnej rusyfikacji, dlatego też, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, zdecydowano się na rozbiórkę świątyni - co nastąpiło ostatecznie w roku 1924 (fragmenty murów znajdziemy dziś w Alei Waszyngtona, a ikony w cerkwi św. Magdy Magdaleny na Pradze). Zagraniczna prasa zarzucała wówczas Polakom barbarzyństwo, ale klasa polityczna wiedziała, co robi - rozprawiano się z
symbolem. Oczywiście, były też inne przesłanki. Jak choćby ta, że ogromna prawosławna
budowla, stojąca na reprezentacyjnym placu stolicy, najzwyczajniej
przestała spełniać swoje funkcje, skoro liczna rosyjska (a więc i prawosławna) administracja wyniosła się z powrotem do siebie.
Przyznać należy, że z PKiN sprawa jest bardziej skomplikowana - on nie świeci pustkami. W gmachu mieści się szereg instytucji (w tym kulturalnych), sal konferencyjnych, sala koncertowa itp. Innymi słowy, gmach służy mieszkańcom i przyjezdnym. Można więc powiedzieć, że role się odwróciły. Mimochodem, ten socjalistyczny totem stał się siedliskiem, czy nośnikiem, współczesnych idei (w tym kapitalistycznej), a nie skansenem zbrodniczego systemu. A były takie pomysły, by urządzić w Pałacu muzeum komunizmu, co w ocenie autora niniejszego tekstu, ugruntowało by tylko pozycję gmachu, jako stalinowskiej skamieliny. Z resztą, czy widział kto w Warszawie muzeum nazizmu?
Tymczasem, skoro trwa oswajanie budowli, niechże będzie świadome i odpowiedzialne, wszak oswajanie dzikiego zwięrzęcia to niebezpieczne zajęcie i jeśli jest przeprowadzane nieumiejętnie, może skończyć się śmiercią lub kalectwem.
Piotr Gruchała
zdjęcia, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą ze zbiorów autora
[1] Henryk Janczewski, Całe życie z Warszawą, PIW, Warszawa 1986, s 195.
[2] Krzysztof Pilawski, "Nie do zburzenia", Przegląd 2015, 30(812), s. 18-19.
A miało być tak pięknie. Na jednym ze spotkań, na którym omawiano projekty mającej powstać budowli, główny projektant PKiN, Lew Władimirowicz Rudniew mówił: - Doszliśmy do wniosku, iż projekt ten powinien mieć na celu stworzenie jednolitego obrazu, obrazu piękna, który by się łączył w jedną całość architektoniczną i stanowił łączność ze starą Warszawą.[1] "Życzliwi" dopowiadają: Piękno nie ma ustalonego kanonu; Pałac, w architektoniczną całość, połączył cement, natomiast łączność ze starą Warszawą zapewnia obecnie tramwaj linii 25, którym w niespełna 20 minut można dostać się z Ronda Dmowskiego na Targową. Spotkałem się, co prawda, z opiniami, że piękno Pałacu tkwi w jego brzydocie. Możliwe to?
Jeśli jednak odejdziemy od sporów architektonicznych, wpadamy wówczas w wymiar symboliczny, mający dalece większe konsekwencje niż dyskusyjna estetyka. Ciężar owego wymiaru jest najpełniej widoczny, jeśli wprowadzimy do równania kolejny element, silnie powiązany z Pałacem Kultury, mianowicie, Osiedle Przyjaźń. Powstało 1952 roku, jako osiedle "Przyjaźni Polsko-Radzieckiej", na wyłączne potrzeby importowanych z kraju rad robotników. Trzy lata później zostało przekazane stronie polskiej, zmieniając swój charakter - z robotniczego na akademickie. A więc służy już (w tym charakterze) 60 lat, tak jak PKiN. I choć pałacowa feta, przyćmiewa tę osiedlową, podejście do obu obiektów różni się diametralnie. Osiedle bowiem, nie jest obciążone ponurą symboliką, a zatem cieszy oko i jeśli już wzbudza emocje, to raczej te pozytywne, podczas gdy Pałac pozostaje w sferze kontrowersji. Właśnie dlatego, że od samego początku był on symbolem sowieckiego zniewolenia - darem Stalina dla zrujnowanej stolicy*. A symbole to niezwykle potężna broń. Po 1989 roku padały w Warszawie (i Polsce) liczne pomniki, ulice i place zmieniały swe nazwy, a tymczasem Pałac stoi do dziś i ma się dobrze.
__
* (w dodatku, część historyków przychyla się do teorii, że Stalin walnie przyczynił się do jej zrujnowania, świadomie wstrzymując pomoc dla walczących Powstańców, aby wykrwawić AK i pozwolić Niemcom na zburzenie miasta).
Nowe szaty króla
Nazwisko "darczyńcy", Józefa Stalina, usunięto z gmachu szybko, bo już w 1956 roku. Na kolejne takie wydarzenie trzeba było czekać 30 lat. Wówczas zagipsowano nazwisko Stalina na jednej z pałacowych rzeźb. Marksa, Engelsa i Lenina zostawiono - widnieją do dziś.Wikipedia.pl |
Skoro nie zdecydowano się na wyburzenie gmachu, należało go oswoić, co na dobre rozpoczęło się wraz z nadejściem nowego millenium. Wówczas na wieży PKiN zainstalowano zegar, który uruchomiono w sylwestrową noc z 2000 na 2001 rok. Mechanizm zegara, jego serce, miało dać nowe życie i nową duszę kamiennemu kolosowi.
W kolejnych latach, za pomocą oświetlenia gmachu lub wieszanych na fasadzie płacht, zaczęto upamiętniać współczesne wydarzenia (m.in. śmierć Jana Pawła II, 5-lecie akcesu do Wspólnoty Europejskiej), a także zainstalowano iluminację budowli, dzięki czemu Pałac miał nabrać nowych barw - również w wymiarze symbolicznym.
Kulminacją tych działań stała się niejako wczorajsza uroczystość z okazji 60-tych urodzin Pałacu. Spotkanie miało być, z definicji, świętem wszystkich Warszawiaków. W Sali Marmurowej otworzono wystawę zdjęć pałacowych wnętrz Jacka Foty; na telebimie przy Teatrze Studio wyświetlano kroniki z czasów budowy. Zorganizowano też spektakl teatralny oraz wzniesiono symboliczny toast - za Pałac i mieszkańców miasta. Pomimo wszystko, pierwotna symbolika jubilata wciąż jest żywa.
Nie trzeba się więc dziwić, że krótko po rozpoczęciu obchodów, na schodach przed wejściem głównym, rozwinięto transparent "Polacy - Naród podbity". Chwilę później na miejscu pojawił się Grzegorz Braun i w kilku rzeczowych słowach, przedstawił zgromadzonym ciemną stronę historii gmachu. Część osób dołączyło się do protestu, inni zaś reagowali śmiechem i gwizdami, co samo w sobie jest metaforyczną wizją narodowych podziałów. Uwaga! Linia demarkacyjna biegnie śladem ulicy Złotej.
Polityka "grubej kreski" premiera Mazowieckiego nie sprawdziła się. Nierozliczone sprawy z przeszłości wystawiają swój rachunek. I my go sp(a)łacamy. I będziemy spłacać tak długo, aż nie rozliczymy wszystkiego do ostatka. Znamienne, że będące tego dnia w Warszawie zagraniczne turystki wyraziły swą opinię słowami: - it's some political shit. I nie ma znaczenia, czy faktycznie miały na myśli akcję protestacyjną, czy górujący na głowami Pałac. Po prostu, sprawa jest stricte polityczna (patrz niżej).
Casus Aleksandra
Faktem jest, że przez te 60 lat ów dar wrósł tak bardzo w krajobraz miasta, że wszelkie pomysły, mające na celu jego rozebranie, brzmią jak fantazja szaleńca. W dodatku, w 2007 roku Pałac został wpisany do rejestru zabytków i - dziś nikt go już nie ruszy - jak mówi Sebastan Wierzbicki, członek Zarządu PKiN Sp. z o.o. [2] Dziś nie, to prawda, ale nie ma gwarancji, czy w przyszłości tak się nie stanie. Jako że decyzja o budowie gmachu była decyzją polityczną, jest oczywiste, że ewentualna decyzja o jego rozebraniu lub adaptacji też musi być polityczna. Na razie jednak trwa oswajanie kolosa.Sobór św. Aleksandra Newskiego |
Przyznać należy, że z PKiN sprawa jest bardziej skomplikowana - on nie świeci pustkami. W gmachu mieści się szereg instytucji (w tym kulturalnych), sal konferencyjnych, sala koncertowa itp. Innymi słowy, gmach służy mieszkańcom i przyjezdnym. Można więc powiedzieć, że role się odwróciły. Mimochodem, ten socjalistyczny totem stał się siedliskiem, czy nośnikiem, współczesnych idei (w tym kapitalistycznej), a nie skansenem zbrodniczego systemu. A były takie pomysły, by urządzić w Pałacu muzeum komunizmu, co w ocenie autora niniejszego tekstu, ugruntowało by tylko pozycję gmachu, jako stalinowskiej skamieliny. Z resztą, czy widział kto w Warszawie muzeum nazizmu?
Finis
Obserwując kontrowersje związane z Pałacem, ma się poczucie, że sedno problemu tkwi w (nie)znajomości kontekstu historycznego zaangażowanych stron. Nie chodzi już więc o to, by rytualnie zrównać budowlę z ziemią, lecz o to, by mieć świadomość okoliczności (oraz ich konsekwencji), w jakich Pałac powstawał. Znając ów kontekst, odchodzi człowiekowi ochota na radosne świętowanie.Tymczasem, skoro trwa oswajanie budowli, niechże będzie świadome i odpowiedzialne, wszak oswajanie dzikiego zwięrzęcia to niebezpieczne zajęcie i jeśli jest przeprowadzane nieumiejętnie, może skończyć się śmiercią lub kalectwem.
Piotr Gruchała
zdjęcia, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą ze zbiorów autora
[1] Henryk Janczewski, Całe życie z Warszawą, PIW, Warszawa 1986, s 195.
[2] Krzysztof Pilawski, "Nie do zburzenia", Przegląd 2015, 30(812), s. 18-19.