Varsói Könyvvásár 2016 - na początku było słowo



- 7 Warszawskie Targi Książki uważam za otwarte - obwieścił sakramentalnie laureat Honorowej Nagrody WTK IKAR 2016, Eustachy Rylski. I znów na Stadionie Narodowym zrobiło się jak w ulu. Półki rozkwitły tysiącami książek, komiksów i czasopism. Okładki publikacji wabiły swymi kolorami, toteż szybko zaczęto komponować z nich przepiękne bukiety. I tak przez cztery kolejne majowe dni.

Wszystko to przy akompaniamencie języków świata - co jest tylko naturalną konsekwencją obecności wystawców z innych krajów. W tym roku gościem honorowym były Węgry. To nie przypadek, choć nie ma nic wspólnego z polityką migracyjną. Przypominamy, że trwa Rok Kultury Węgierskiej - notabene zainaugurowany właśnie tu, podczas Targów Książki. Na ten rok przypada także 60 rocznica Rewolucji Węgierskiej. A ponad wszystko, nasze narody łączy szczególna przyjaźń, przynajmniej od czasów, w których dzieliliśmy między sobą królów. I faktycznie, choć język ich jest aż nadto wymagający, na Węgrów od lat patrzymy z sympatią. Myślę, że każdy, choćby raz w życiu, słyszał słynne: Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát.

Gyula Csics, autor pamiętnika Węgierska Rewolucja 1956 podczas spotkania z czytelnikami
W publikacjach znad Dunaju mocne akcenty: Gyula Csics - Węgierskia Rewolucja 1956, będąca zapisem wspomnień ówczesnego 12-latka, świadka tamtych wydarzeń. Piękne wydanie z dołączonym planem Budapesztu oraz reprodukcją oryginalnych stronic pamiętnika autora. Dziejowe wydarzenia, z całym towarzyszącym im okrucieństwem, opisane przez młodego chłopca, mają wyjątkowy wymiar. Pod datą 7 listopada Gyula Csics zanotował:
Dzisiaj miałem mieć dwunaste urodziny. Dziś nie można było obchodzić urodzin, bo dziś też strzelali. Nawet jeśli nie tak bardzo, to z oddali także słychać było strzały. [1]
Kolejną publikacją zasługującą na uwagę to Węgry wobec Powstania Warszawskiego autorstwa Marii Zimy. Interesujący nabytek dla każdego zainteresowanego historią tegoż zrywu, a także, jak mówi sama autorka, przyczynek do zrozumienia fenomenu braterstwa polsko-węgierskiego (zwróćmy uwagę, że podczas II wojny światowej Węgry formalnie występowały po stronie państw Osi - nie było to jednak partnerstwo całkowicie dobrowolne i pożądane).

polskie akcenty na stoisku węgierskim

Literatura faktu to jeszcze nie wszystko. Węgierskie stoisko zaprezentowało szeroki zakres rodzimego dorobku literackiego. Nie zabrakło również przekładów literatury światowej na język węgierski. A poza strawą duchową zadbano też o coś dla ciała, nie zabrakło bowiem węgierskich przysmaków serwowanych na ciepło.

stoisko Barcelona i literatura katalońska
Podczas 7 edycji targów znalazło się też miejsce dla gościa specjalnego. Była nim Barcelona reprezentująca literaturę katalońską. Trzeba wiedzieć, że od ubiegłego roku Barcelona dzierży tytuł Miasta Literatury UNESCO, a co za tym idzie, miała z czego wystawić silną reprezentację. Do Warszawy przybyli: Sebastià Alzamora, Blanca Busquets, Jaume Cabré, Jenn Díaz, Rafel Nadal, Care Santos, Jordi Punti, Marc Pastor, Màrius Serra oraz Jordi Sierra i Fabra. Stoisko oraz panele dyskusyjne cieszyły się dużym zainteresowaniem odwiedzających. Tak dużym, że nie obyło się bez utarczek słownych pomiędzy kolejkowiczami. Szczęśliwie (dla stadionu) obyło się bez rozróby. Kultura.

Za organizację stoiska z literaturą katalońską odpowiadał Instytut im. Rajmunda Llulla wespół z klubem piłkarskim FC Barcelona. Współpraca obu instytucji ma na celu promowanie kultury przez sport. Temu właśnie poświęcone było czwartkowe spotkanie pt. Literatura i piłka nożna, przy współudziale vice-prezesa Dumy Katalonii. Oczywiście spotkanie odbyło się w sali... Barcelona. Czekam czasów, aż kibice zwaśnionych klubów zamiast obrzucać się krzesełkami urządzą bitwę na cytaty z, dajmy na to, Iliady: "zgińmy, zgińmy! - wołają nawzajem (...) Niechaj raczej z nas żaden żywy nie zostanie (...). Tak grzejąc siebie, jeszcze bardziej się rozżarli." [2]

Dwa poziomy niżej w uliczce antykwarycznej tłumy. Przy odpowiedniej zasobności portfela można było upolować rzadką pozycję. Ze stosu ksiąg i książeczek wypłynęło na chwilę opowiadanie Sołżenicyna один день Ивана Денисовича. Wydanie moskiewskie z 1963 roku! Drukarnia podziemna jak sądzę. Cena też podziemna - 100 zł. Niestety, nim zdążyłem zajrzeć do portfela, zeszycik zniknął tak szybko, jak się pojawił. Oferta antykwariuszy była jednak niezwykle bogata. Ostatniego dnia stadionowych zmagań wciąż jeszcze było w czym wybierać. Doprawdy trudno w tym kontekście uwierzyć statystykom dotyczącym czytelnictwa w Polsce. Przypomnijmy: 37% ankietowanych deklaruje, że przyczytało przynajmniej jedną książkę w roku. Pytanie tylko co odpowiedziało pozostałe 63%  - nie przeczytałem żadnej czy przeczytałem więcej niż jedną?

Na Targach swoją obecność zaznaczył także Uniwersytet Warszawski, obchodzący w tym roku 200-lecie istnienia. Temu wydarzeniu poświęcona była jubileuszowa wystawa: Dwa stulecia - dobry początek. A miłośnicy XIX literatury mogli przy tej okazji nabyć zbiór baśni Oscara Wilde’a, w przekładzie studentów Instytutu Anglistyki UW. Cenna pozycja i zdecydowanie warta uwagi. 

Wystawa Uniwersytetu Warszawskiego: Dwa stulecia. Dobry początek
Trzeba też zauważyć coraz większą popularność publikacji wydawanych przez samych autorów - z pominięciem wydawnictw (dwa lata temu toczyła się na ten temat dyskusja - czy to się godzi?). Stanowisko nr 3 w sektorze D1 skupiło takich właśnie autorów niezależnych w składzie: Krzysztof Klimala, Kornel Strzyżyński, Monika Siuda oraz Paweł Jakubowski. Opłaca się zajrzeć, co mają do zaoferowania. Doświadczenie podpowiada, że tego rodzaju publikacje potrafią zaskoczyć świeżością. Nieopodal natrafiłem jeszcze na pikantny dreszczowiec podróżniczy Bunkrów nie ma - również wydany własnym sumptem. Złośliwi twierdzą, że w dzisiejszych czasach łatwiej napisać książkę niż przeczytać. Co odpowiemy złośliwym? Napiszcie o tym!

Podsumowując: Po trzeciej z kolei wizycie na Warszawskich Targach Książki widać gołym okiem, że literatura, w ogóle, wciąż ma jeszcze wiele do zaoferowania, a prognozy wieszczące odejście książek do lamusa, były zdecydowanie przedwczesne.

Beata Tyszkiewicz

Na koniec jeszcze krótko o warszawskich akcentach. Szczególnie o sobotnim spotkaniu, organizowanym przez Wydawnictwo BOSZ, w którym udział wzięli: Jerzy Kisielewski, Krystyna Sienkiewicz, Beata Tyszkiewicz, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Jerzy Majewski oraz licznie zgromadzeni słuchacze. Sprawa dotyczyła serii FOTO RETRO - przepięknie wydanych albumów fotograficznych, prezentujących Warszawę w różnych dekadach XX wieku. Fotografie opatrzone są obszernym komentarzem, wprowadzającym czytelnika w dany okres.

Krystyna Sienkiewicz

Nade wszystko, cieszy fakt, że fotografię znów zaczęto brać na poważnie. Ilość klasowych publikacji pojawiających się jak grzyby po deszczu, świadczy na korzyść kultury wizualnej w Polsce. Bo przecież nie jest to wyłącznie wartościowy dokument o czasach minionych, lecz także unikalne świadectwo polskiego reportażu. Nieocenione zasługi na tym polu ma także Dom Spotkań z Historią.


Z kolei na stoisku Muzeum Warszawy natrafiłem na znakomicie wydany plan Warszawy z 1939 roku. W dobie Google Maps jest to cenny zabytek, do którego można zaglądać nawet nie mając dostępu do internetu. I nie przeszkadza fakt, że duża część adresów już nieaktualna.

Cóż więc? Do zobaczenia za rok!

PG








[1] Gyula Csics, Węgierska Rewolucja 1956: Pamiętnik dwunastolatka, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 1956, s.182.
[2] Homer, Iliada, tłum. Franciszek Ksawery Dmochowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1990.