Stoisko Wydawnictwa Sorus z Poznania |
Targi książki goszczą rokrocznie setki wydawnictw z Polski i ze świata, lecz także osoby w różny sposób związane z branżą wydawniczą oraz okołowydawniczą. Dopełnieniem imprezy są znani i lubiani (czytani) autorzy, którzy swoimi osobowościami oraz dorobkiem przyciągają liczne grono fanów czytelnictwa. Są więc pamiątkowe zdjęcia, wywiady, rozmowy, uściski, składanie autografów.
Wśród wymienionych osób, ściągających na Targi, są również autorzy, którzy dopiero zaczynają swoją literacką drogę. I o nich nie można nam zapominać. W tym roku, mieliśmy okazję spotkać się i porozmawiać z Emilią T. Nowak, studentką polonistyki z Poznania, która właśnie do takiego grona należy. Emilia jest młodą autorką, która zadebiutowała w tym roku powieścią “Piromani”, wydaną przez poznańskie Wydawnictwo Sorus. Zobaczmy zatem, co kryje się za tytułem książki i jej autorką.
Kierunek Stolica: Amerykański fotograf Garry Winogrand powiedział kiedyś, że fotografuje po to, by zobaczyć jak świat wygląda sfotografowany. Zapytam więc Ciebie: dlaczego piszesz?
Emilia Nowak: Chciałabym, żeby ludzie, czytając moje książki, bawili się choć odrobinę tak dobrze jak ja w trakcie ich tworzenia. Mimo wszystko życzyłabym sobie, żeby moje lektury były w jakiś sposób pouczające lub dające wsparcie. Póki co, wierzę w utylitarystyczną funkcję literatury.
KS: Co do tytułu - ogień pojawia się w książce w zasadzie od samego początku. We wstępie przywołujesz postać Jacka Kerouaca. Czy Twoi bohaterowie mają spalić się i zniknąć czy – jak pisał Kerouac - płonąć, płonąć, płonąć?
EN: Odnoszę się raczej do wczesnych doświadczeń Kerouaca, do czasów, kiedy podróżował po Ameryce autostopem i dopiero poznawał swoich literackich towarzyszy. Pisał wówczas, że inspirują go ludzie, którzy wybuchają jak fajerwerki. I ze mną oraz moją bohaterką (Lidią, przyp.red.) jest podobnie, tzn. największą wartością są inni ludzie, będący zarazem źródłem niewyczerpanej inspiracji. Według mnie, jest to obecnie wartość zepchnięta na margines. Skupiamy się wyłącznie na samych sobie, nie dostrzegając tej ogromnej potęgi i piękna, które drzemią w naszych bliskich.
KS: Poza ogniem, we wstępie pojawia się też drugie słowo klucz – miłość. W jaki sposób powiązane są dla Ciebie te dwa żywioły?
EN: Mam nadzieję, że nie zabrzmię jak Paolo Coelho, ale miłość to ognisko, które trzeba nieustannie pielęgnować, by nie wygasło. Z drugiej strony, miłość potrafi być tak samo nieokiełznanym żywiołem, jak ogień, bez względu na to, czy jest to miłość odwzajemniona, czy też nie. Zakochany człowiek nie myśli racjonalnie. Czasem wystarczy delikatny powiew wiatru - jakikolwiek impuls, żeby uczucie wybuchło, niezależnie od konsekwencji. Poza tym - oba żywioły dają szczęście, ale i ból. Bez ciepła nie można żyć, ale kiedy jest go za dużo lub rozchodzi się jak pożar w zupełnie nieoczekiwanym kierunku, przynosi ogromne straty.
KS: A więc jest to w istocie mieszanka wybuchowa, która może ogrzać, ale i spalić. Czy Twoja książka jest może próbą znalezienia balansu pomiędzy tymi żywiołami?
EN: "Piromani" to opowieść o popadaniu w skrajności. Główna bohaterka, Lidia, co chwila z tego powodu ma jakieś problemy. Zupełnie nie potrafi odnaleźć się w dorosłym życiu, i kiedy wreszcie odnajduje aurea mediocritas, skupiając się głównie na sobie, zdecydowanie jest jej lepiej. Skrajności rzadko kojarzą się pozytywnie - niekorzystnie wypada zarówno skrajna prawica, jak i lewica, skrajna nadwaga czy skrajne uwielbienie papieża. Ja ich nie wykluczam - żyję zgodnie z zasadą, że jeśli się czegoś podejmuję, to robię to na sto procent, a to w pewnym sensie może być postrzegane jako popadanie w skrajności. Lidii to nie służy, ale czy to próba znalezienia balansu? Raczej postawienie drogowskazu dla młodych ludzi. Mamy wolny wybór i musimy przetestować, co bardziej odpowiada naszemu charakterowi, a później postępować w zgodzie z sobą.
KS: Bohaterowie Twojej książki to ludzie młodzi, z Twojego otoczenia, zanurzeni w codziennych zmaganiach z życiem i własnymi - co do tego świata - odczuciami. Komu chciałaś ten świat przedstawić? Rówieśnikom, będącym w podobnej sytuacji czy ludziom starszym, statecznym?
KS: Dla wielu młodych ludzi wydanie własnej książki to wciąż taki Amerykański Sen, rodem z czasów Kerouaca. Jak wyglądała Twoja droga do debiutu?
EN: W pierwszej kolejności wysłałam zgłoszenie się do kilku wydawnictw. Niestety warunki, jakie otrzymałam w odpowiedzi były nie do zaakceptowania. Zakładały m.in. podpisanie deklaracji lojalnościowej oraz oferowały groszowe wynagrodzenie od egzemplarza sprzedanej książki. Wobec takiej oferty mogłam porzucić marzenia o samodzielnym wejściu w dorosłość, odcięciu się od rodziców. Zwróciłam się wówczas w stronę crowdfundingu, ale znowuż obowiązki nie pozwoliły mi całkowicie się w tę zbiórkę zaangażować. Szczęśliwie, w tym samym czasie, znalazłam pracę w wydawnictwie i kiedy przełożony dowiedział się o „Piromanach”, wyraził zainteresowanie książką. Zorganizowałam redaktorów, korektorów, poprosiłam kolegę o zaprojektowanie okładki i tak projekt ujrzał światło dzienne.
KS: Wykazałaś się niezwykłą wręcz determinacją, ale i szczęście dopisało.
EN: Tak, można powiedzieć, że był to łut szczęścia.
KS: Nazwijmy rzeczy po imieniu. Pisanie równa się systematyczność. Nie sposób napisać książkę w jeden wieczór. W Twoim przypadku w grę wchodziły jeszcze obowiązki związane ze studiami. Jak więc udało Ci się połączyć te aktywności?
EN: Ciężko. Studia bardzo ucierpiały. Byłam jednak bardzo zdeterminowana, aby skończyć to, co zaczęłam. Zastosowałam przy tym rozwiązania starej szkoły, tzw. checklistę. Przygotowałem plan zdarzeń, opisy miejsc i kolejno wykreślałam to wszystko, co już zostało napisane.
KS: Plan planem, ale czy nie było przy tym jakichś wycieczek improwizacyjnych?
EN: Wycieczki były na samym początku, kiedy zaczynałam pracę. Jak tylko zorientowałam się, że mam już naprawdę bardzo dużo materiału, zrozumiałam, że to już nie czas puszczać wodze fantazji, gdyż w ten sposób mogłabym nigdy skończyć.
KS: Jacy współcześni polscy pisarze są dla Ciebie inspiracją?
EN: Krzysztof Varga, bezapelacyjnie na pierwszym miejscu. Rozpoczęłam przygodę z twórczością tego wybitnego pisarza od rewelacyjnego "Nagrobka z lastryko". I przygoda trwa. Teraz sięgam po "Masakrę", a "Piromani" mogą być nieco podobni do "Chłopaki nie płaczą". Bardziej przypominają jednak książkę Jakuba Żulczyka, "Zrób mi jakąś krzywdę", ale to w ogóle nieintencjonalnie, bo z twórczością tego drugiego pisarza spotkałam się dopiero po publikacji mojej książki. Jak na razie - bardzo mi się podoba. Chciałabym tak płynnie i malowniczo pisać jak Ignacy Karpowicz oraz mieć cięty dowcip Igora Ostachowicza, bo za to naprawdę ich podziwiam, ale nie oznacza to, że będę się wzorować w jakikolwiek sposób na ich twórczości. Po prostu czytając ich książki czuję chętkę, by zasiąść przed laptopem i otworzyć edytor. Dzięki nim czerpię poniekąd wiedzę o życiu i pisaniu. Moim niedoścignionym wzorem i numerem jeden jest jednak amerykański powieściopisarz, John Irving. Moim zdaniem nikt inny nie tworzy tak dobrej fabuły oraz abstrakcyjnych wątków.
KS: A więc są już plany na kolejną książkę?
EN: Plany są zawsze, mniej lub bardziej precyzyjne. W przypadku tych mniej precyzyjnych... Tak właśnie powstali "Piromani". Byli odskocznią od pisania trzech innych utworów, które wciąż tworzę. Chciałabym, żeby druga książka opowiadała również o Poznaniu, ale już nie o studentach i dotykała szczegółowo skomplikowanych relacji między członkami pewnej rodziny. Na razie jednak nie mam żadnych planów wydawniczych. Pisać będę, to wiem. Ale czy publikować? Się okaże.
KS: Dziękuję za rozmowę.
EN: Dziękuję.
Emilia prowadzi również autorski blog o kulturze - Fabryka dygresji.
__
Piotr Gruchała